Książka odpowiada na pytanie dlaczego apostazja jest dziś koniecznością.  Jak i kiedy kler wypaczył filozofię miłości Jezusa z Nazaretu. Oraz dlaczego kłamliwa interpretacja jego nauki na katechezie nadal wpływa na światopogląd współczesnych Polaków.

Książkę lub e-book można kupić lub wypożyczyć.

 

Wydawnictwo:

Created by Eva Piprek with WebWave CMS 

Copyright 2021 Lorem Ipsum/Photos:Unsplash

Kup lub wypożycz

Kościoła historia prawdziwa. Przekłamana i zmieniona rzez wieki wielokrotnie ale zawsze tak by służyć sprawującym władzę i posiadającym bogactwa. Oraz FUNKCJONARIUSZOM Kościoła.. wygodna i użyteczna.
Co Kościół zaczerpnął z innych kultur i tradycjii

Photos by James Coleman (1), Pawan Sharma (2) on Unsplash

 

APOSTAZJA katoliczki (fragment książki):

Rozbawił bardzo widziany kiedyś wywiad z siostrą Michaelą Pawlik która długie lata w Indiach pracowała. Wyśmiewała się i naigrawała z fałszywej wiary Hindusów których fakirzy mamią udając zmartwychwstanie. Wprowadzają się w letarg przypominający śmierć przy pomocy ziół, głodówek i medytacji. Wieloletnimi ćwiczeniami zwalniają swój oddech tak bardzo, że tylko ich skóra oddycha! Nawet rywalizują ze sobą, który dłużej wytrzyma. Może trochę dziwny pomysł na sportową rywalizację ale co kraj to obyczaj. Siostrę bawiła niepomiernie ta naiwność Hindusów i turystów będących świadkami takich pokazów a którzy w zmartwychwstanie fakirów wierzyli. Najlepszy był argument którego użyła na prawdziwość katolicyzmu: oni oszukują ludzi a nasz Pan NAPRAWDĘ wskrzeszał umarłych a potem sam też zmartwychwstał – powiedziała, kompletnie nie czując komicznego paradoksu swojej wypowiedzi. 40 dniowy post na pustyni i intensywne modlitwy poprzedzające ukrzyżowanie którym się oddawał, też niczego jej na myśl nie nasunęły. Pewnie nawet nie słyszała o istnieniu teorii jakoby Jezus do Indii podróżował i tam ten trick podpatrzyć mógł. Jakby się dobrze zastanowić – tak znowu daleko nie miał a praktyki hinduskich joginów są pradawne. Najstarsze ślady, utożsamiane z jogą, odnalezione zostały na stanowiskach archeologicznych datowanych na ponad 2000 lat przez jego urodzeniem...

 

 

Jezusa resztowano w czwartek wieczorem, dwa dni przed Świętem Paschy. Potem przez strażników świątynnych wspomaganych przez rzymskich żołnierzy, doprowadzony był przed Sanhedryn czyli radę kapłanów cieszącą dużym autorytetem wśród Żydów a posiadającą kompetencje zarówno religijne i jak sądownicze. Sędziowie bardzo się spieszyli. Pierwsze, nieformalne przesłuchanie, odbyło się już w nocy i bardzo szybko został uznany winnym bluźnierstwa. Ale na czym polegała jego wina? Historycznie, zastępując wiarę zdrowym rozsądkiem, można przyjąć iż przesłuchanie Jezusa dotyczyło przede wszystkim przekraczania przepisów faryzejskich czyli kapłańskich i zachęcania innych do buntu. Oskarżyciele starali się najlepiej jak umieli aby sformułować sensowne zarzuty o występowanie przeciw Prawu i przeciw świątyni jako miejscu oficjalnego kultu. Arcykapłan zapytał go:

 

– Czy ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?

– Ja jestem... – odpowiedział im. Ciąg dalszy według różnych Ewangelii jest nieco inny niemniej kapłani uznali, że ogłosił się Mesjaszem, synem Boga i królem Żydowskim. BLUŹNIERSTWO.

 

Lecz jak to wyglądać będzie jeżeli przyjmiemy, że oskarżycielom wcale nie chodziło o przypisanie sobie boskości a bardziej przyziemnie, o krytykowanie handlu w świątyni oraz monopolu jaki na niego mieli kapłani, czyli o zwykłe zakłócanie lukratywnego bussinesu? Już wcześniej kapłani próbowali wymusić na nim samooskarżenie, zadając pytania o zasadność płacenia podatków lecz wtedy odpowiedział im dyplomatycznie: Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie... (przy okazji wypada zauważyć, jak to jedno krótkie zdanie nakazuje rozdział Kościoła i państwa). Dodajmy do tego nauczanie na które sobie pozwolił o Bogu obecnym wszędzie, w każdym z nas i we wszystkim co nas otacza, do którego się można modlić w ogrodzie, sadzie, na łące et cetera... bez konieczności wizyt w świątyni, połączonych ze składaniem ustawowych ofiar i wnoszeniem koniecznych opłat? No to już był kompletny skandal i podważanie AUTORYTETÓW. Czyli bluźnierstwo przeciw bogu i „jego” prawu tak miłemu kapłanom! KARA ŚMIERCI. Cennik przeciwko któremu wystąpił, nadal jest dostępny w Starym Testamencie – to Księga Liczb.

 

Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia podatków Cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza – Króla. (Łk 23:2, Biblia Tysiąclecia).

 

Namiestnik Judei, Rzymianin Piłat Poncki, który był tym do kogo należało wydanie wyroku, próbował oszczędzić Jezusa nie dostrzegając w nim szczególnej winy lecz bardziej skłonności do wichrzycielstwa. Świetnie dostrzegał zawistną złość kapłanów. Choć nie miał powodu aby litować się nad idolem uwielbianym przez galilejską biedotę i margines społeczny, jednak uznając go za średnio groźnego oszołoma – zamierzał wychłostać i uwolnić, zgodnie ze zwyczajem jaki był wówczas praktykowany – ułaskawienia jednego skazanego z okazji Święta Paschy. Lecz tłum stojący przed pałacem gdzie rezydował Piłat, podburzony przez kapłanów wybrał wolność dla psychopatycznego, wielokrotnego mordercy – Barabasza.

 

A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat: «Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?» Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. (...) Rzekł do nich Piłat: «Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?» Zawołali wszyscy: «Na krzyż z Nim!» Namiestnik odpowiedział: «Cóż właściwie złego uczynił?» Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: «Na krzyż z Nim!» Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: «Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz». Biblia Tysiąclecia (Mt27: 15-18; 22-24). Ciąg dalszy znamy a wizualizacja, dosadna bardziej lub mniej – wisi nad każdym niemal ołtarzem.

 

Stara Smoczyca – katechetka nasza z wyuczoną lub wypracowaną latami prowadzenia zajęć z dziećmi, realistycznie koszmarną dosadnością, opisywała kolejno wszystkie razy, tortury i upokorzenia jakim został poddany. Obrazowo i patetycznie z celową brutalnością – abyśmy my, dziewczynki i chłopcy POCZULI ten jego ból, który cierpiał za NAS czyli kilkuletnich i tak jeszcze dziecinnie niewinnych. Przechodziłam wraz z NIM umęczonym, krwawiącym, cierpiącym przez kolejne stacje drogi krzyżowej a każda była dokładnie omówiona ze wszystkimi drastycznymi szczegółami. Opisem wielogodzinnego biczowania i brutalnego wciskania korony cierniowej, uzbrojonej w twarde kolce, rozrywające skórę głowy aż do samych kości czaszki. Potem mozolne dźwiganie ciężkiego ponad siły zmaltretowanego człowieka, krzyża. Aż na koniec kiedy nawet już ruszyć się nie mógł, długimi gwoździami przybijali go do krzyża, który postawili pionowo a ciężar ciała ciągnął go w dół rozrywając dłonie, rozrywając ścięgna, wyłamując ramiona ze stawów i nawet na obolałych przebitych stopach nie był w stanie się podciągnąć w górę aby trochę w cierpieniu sobie ulżyć. Fizyczną prawie ulgę czułam gdy wreszcie umarł a Smoczyca opisywała jak żołnierze grali o jego szaty rzucając losy. Myślałam, że chodzi tu o jakiś rodzaj gry w takie kosteczki, jak z kurczaka – nawet dzisiaj mam gdzieś na dnie oczu taki właśnie obraz – tak bardzo wtedy jeszcze byłam dziecinna.

 

Dziecinna czy nie – miałam pełną świadomość, że ta jego męka to konsekwencje ZŁA które uczynili inni. To NASZE GRZECHY (w tym moje i Zuzki), wziął w tym momencie na siebie abyśmy mogli odzyskać bezpośredni dostęp do boskiej miłości. Ten który utraciliśmy, na przykład bawiąc się pomimo zakazu w salonie i tłukąc cukiernicę – prezent od babci. To dlatego dobry bóg przestał mnie kochać a jego syn musiał umrzeć jako ofiara przebłagalna jak opisałam to wyżej. ŁOŁ. Gdzieś z tyłu głowy miałam (i nadal mam) wrażenie, że bóg przesadził i to naprawdę znacząco. Tyle, że wtedy we wszystko to WIERZYŁAM. Niemal dokładnie tak jak dzisiaj nienawidzę tamtych wspomnień. Czułam się taka winna. Prawie NAPRAWDĘ bolało.

 

Oczywiście przy okazji było też nauczanie o innym najważniejszym katolickim „dowodzie” prawdziwości wiary czyli o Całunie Turyńskim. Wysłuchałam tego z wypiekami na buzi i oczywiście uwierzyłam w każde słowo Smoczycy, czy miałam szansę nie uwierzyć? Musiało upłynąć wiele lat bym dowiedziała się co w temacie ma do powiedzenia NAUKA. Ta racjonalna i publikująca w prawdziwych wydawnictwach naukowych. Zgodnie z wynikami badań opublikowanymi w jednym z najbardziej prestiżowych pism naukowych Nature w 1989 a przeprowadzonymi w niezależnych laboratoriach (w Zurichu, Oxfordzie i Arizonie) – przez naukowców pracujących na uznanych uczelniach, z których zapewne najważniejsze dotyczyło datowania radiowęglowego, czyli wyznaczenia daty powstania całunu dzięki pomiarowi zawartości izotopu węgla 14C wynika co następuje: całun jest autentycznym, zabytkowym, ŚREDNIOWIECZNYM obiektem który powstał pomiędzy 1260 a 1390. Kropka. Nie miał nic wspólnego ze zmartwychwstaniem Jezusa. Nie był też obecny na miejscu opisywanych nam przez Smoczycę wydarzeń w Grobie Pańskim – utkano go ponad 1000 lat później. Raport nadal jest dostępny w sieci.

 

Właśnie takim sposobem w moją dziecinną (8 czy 9 letnią) świadomość była wbijana potrzeba cierpienia i UMARTWIANIA zamiast SAMODOSKONALENIA. Naśladowania Jezusa poprzez wyniszczanie siebie co wszak podobno zbawczą ma moc. Jednocześnie marginalizowana lub wręcz unicestwiana była moja MIŁOŚĆ do siebie samej! Tylko może mi ktoś wyjaśni jak ma kochać innych ktoś kto sobą pogardza, prawie nienawidzi? Minimum nie ceni zbyt wysoko? Nie wiem i już się nie dowiem, ale jednego jestem pewna: u WIĘKSZOŚCI katolików których dane mi było, niekoniecznie z własnej woli bliżej poznać – tej tytułowej MIŁOŚCI bliźniego nie widać nijak – w przeciwieństwie do: gniewu, nienawiści, agresji, skłonności do przemocy i autodestrukcji. Nawet ja sama z własnego życie pamiętam taki czas, kiedy niemal winna się czułam, że jest mi na świecie tak dobrze – zwłaszcza gdy innym jest tak źle. Zadowolony z siebie, szczęśliwy, radosny katolicki człowiek nie ma szans na wejście do RAJU, szczególnie po życiu pełnym, własną ciężką pracą osiągniętych sukcesów. Ciekawe w tym niebie muszą mieć towarzystwo – istne pole do popisu dla psychiatrów, psychologów i trenerów osobistych.

 

Lecz co jest w tej biblijnej historii znamienne – to przecież tak okrutnie nie zabija się pospolitego bandyty! Tego wystarczy trwale wyeliminować ze społeczeństwa. Unicestwić jak groźnego wirusa. W taki wyrafinowany sposób morduje się kogoś znienawidzonego, kto zniszczył największe, najświętsze sacrum, to które mamy na samym dnie dna naszych serc... Kogoś kto wszedł w ubłoconych kaloszach do naszego wymuskanego, pełnego cennych bibelotów salonu, wyłożonego dywanem w kolorze écru... Dokładnie tak jak zrobił to ON kiedy skrytykował, zwyzywał dosadnymi słowy wystrojonych, nadętych kapłanów z ich przepisami świątynnymi i handelkiem usługami. To się przecież MUSIAŁO skończyć źle, szczególnie że LUDZIE go kochali i słuchali. Bo słuchać chcieli! JEGO – NIE KAPŁANÓW! Z własnej, nieprzymuszonej woli i wyboru – a nie z powodu zwyczajów, tradycji ani ze strachu.

 

Idea Jezusa jako ziemskiego wcielenie samego Boga który jest równocześnie swoim własnym synem, który ofiarowuje siebie samego – samemu sobie, jako ofiarę przebłagalną za NASZE ludzkie grzechy jest skomplikowana nader, więc dziwić nie powinno, że i w tym przypadku zmuszana od dzieciństwa byłam, przyjmować dobrowolną śmierć Jezusa jako proroctwo, które właśnie tak się wypełnia. Nie da się w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć jego procesu tak bardzo na tę karę nie zasłużył. Piłat też to zauważył. W sumie to niezmiernie smutne, że łagodny człowiek który głosił miłość bliźniego, został zamordowany dla prozaicznej mamony.

 

Jeżeli wstawić w miejsce Sanhedrynu polski Kościół katolicki a zamiast bluźnierstwa użyć terminu „obraza uczuć religijnych” i przenieść to wszystko w czasy współczesne... to jakoś mi ta historia wydaje się być znajoma. Kościół w Polsce rości sobie prawo do stanowienia własnych zasad i przepisów, także w sytuacji gdy ich postępowanie zaprzecza zarówno papieskim nakazom jak i świeckiemu prawu. Jakiekolwiek społeczne wytknięcie im błędów powoduje świętoszkowate oburzenie wśród głównych wodzirejów. Oraz podburzanie ludu by znowu ich konsekrowanych zadków bronił w imię BOGA. Dokładnie tak to zrobili kapłani Jahwe. Mam nieodparte wrażenie, że dzisiaj też próbowaliby doprowadzić do jego oskarżenia i skazania. Z pomocą swoich nawiedzonych hord wyznawców. 3 dnia ZMARTWYCHWSTAŁ. Jak WIELU innych bogów przed nim, wracało DO ŻYCIA wraz z wiosną i całą przyrodą. Alleluja! Radujmy się! Wielkanoc. Easter. Воскрешение.

.

PRZECZYTAJ WIĘCEJ